Pomijając już wszystkie dowody na to, że Wszechświat i życie w nim zostało stworzone bez żadnej ingerencji istot nadprzyrodzonych, do mnie najbardziej przemawia argument, że sam byłbym lepszym bogiem niż ten chrześcijański. Dysponując takimi mocami nie pozwoliłbym na smutek, a już na pewno nie dopuściłbym do żadnych tragedii. Zrobiłbym wszystko, aby moje ukochane stworzonka były szczęśliwe.
Bóg nie ma płci (bądź ma obie), jak zatem było z tą Marią? Dlaczego wybrał kobietę - czysty przypadek, czy preferuje piersi? Czy aby na pewno lepszym wyjściem było ukaranie jej przed/poza-małżeńską ciążą niż wysłanie już gotowego dziecka na wychowanie mężczyźnie?
Czy gdy kobieta ma orgazm w czasie badania ginekologicznego, to musi sie potem spowiadać ze stosunku przedślubnego/pozamałżeńskiego? A gdy lekarz jest zarazem partnerem pacjentki, albo badanie odbywa się w domu przy blasku świec i romantycznej muzyce? Tylko religie potrafią stworzyć pojęcie "zakazanego owocu", w prawdziwym świecie coś albo jest dobre, albo złe i grzech nie zależy od czasu czy sytuacji (wyłączają oczywiście osoby nie w pełni świadome: dzieci, niepełnosprawni umysłowo).